Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 14 marca 2010

MT





MT czyli meeting trip - chciałabym napisać kilka zdań o tym przeżyciu, ale jak z resztą podobnych rzeczy to trzeba po prostu przeżyć! Nie da się jednym słowem podsumować wrażeń. Miasto Gyeongju jest faktycznie piękne i dobrze napisali w przewodniku, że zwalnia w nim czas, chociaż jako takiego miasta nie widzieliśmy. Spacerowaliśmy po okolicy wokół naszego hotelu (jezioro, pole golfowe, park rozrywki a w nim gokarty na których za 15 000 = 35zł won można było pośmigać po świetnie przygotowanym terenie! miałam mały wypadek, obtarłam sobie kolano, ale pan opatrując mi je powiedział że był pod wrażeniem mojej jazdy, więc warto było:)) W niedzielę zwiedzaliśmy Muzeum Narodowe Korei oraz chodziliśmy po parku, w którym były budowle w style koreańskim:)

Tyle o zwiedzaniu:) pierwszego dnia wylądowaliśmy w hotelu, każda 20 osobowa grup (w sumie 14 grup) miała własny 'apartament' w którym były 2 pokoje do spania 4 m *4 m :) nie tak źle, w sumie. Ale, zawsze jest ale, musieliśmy cały dzień spędzić siedząc w jakiejś wielgachnej sali i grając w gry, oglądając przedstawienia przygotowane przez każdą z grup. Od 14 00 do 23 00 - to podsumować można jednym słowem = tortura! Nie było tłumaczenia na angielski, a facet mówił tak szybko i głośno (właśnie było dużo za głośno) że po prostu nie dało się wysiedzieć! Wychodziliśmy co chwila a pod koniec już żartowaliśmy że popełnimy zbiorowe samobójstwo:) Aż o 23 00 przyszedł czas na nasz występ (byliśmy 13 grupą) zaśpiewaliśmy 'mamma mia' i wygrali cały konkurs! To było fajne:)W trakcie spotkania, wzięłam udział w jednej z gier, ale nie wiedziałam o co w niej chodzi, myślałam razem z Konradem że o picie soju, ale okazało się że o taniec - improwizację do muzyki! O rany, masa stresu, byłam spięta, ale coś tam zatańczyłam:) a później sprzedawali nas, o rany, masa stresu, ale ktoś mnie kupił (taki znajomy Christiny - Chińczyk). A później, trudno opisać co się działo...:D impreza, straszna! (pozytywnie straszna)

Chodziliśmy po innych pokojach i przedstawiali się Koreańczykom i Chińczykom, skandowali nasze i ich imiona, pili soju, grali w ich pijackie gry, itd. było super, masa śmiechu!



Podsumowanie:
1. Mam zdarte gardło (skandowanie tylu imion robi swoje:))
2. Jestem cała połamana - jazda z ugiętymi kolanami na gokardzie przez 20 min robi swoje,
3. Mam zdarte kolano - po wypadku, na szczęście nic poważnego,
4. Już nie zgłaszam się do żadnego konkursu w ciemno :)
5. Mamy z czego się śmiać i co wspominać,
6. Teraz będziemy słyszeli 'cześć' od sporej liczby osób na stołówce :)

2 komentarze:

  1. Uśmiałam się :), Ewa wiesz co znaczy zaśpiewaliśMY??? Że kilka osób śpiewa. Ale, ale bez Twoich wywijasów to by już nie było to samo ;), nie wiedziałam, że takie cuda potrafisz na parkiecie...

    OdpowiedzUsuń
  2. no dobrze, byłam w chórku :) kpij kpij kpij:D

    OdpowiedzUsuń